Rafał Haratyk

Cześć, nazywam się Rafał Haratyk, jestem aktualnym mistrzem KSW w kategorii półciężkiej. Nie o KSW jednak chciałem opowiedzieć, a o mojej przygodzie w organizacji ARES.
Od najmłodszych lat, Bóg odgrywał w moim życiu ogromną rolę. Gdy byłem dzieckiem, postanowiłem oddać życie Jezusowi. Jednak dopiero po latach zaczynam rozumieć, na czym polega dojrzała wiara. Postanowiliśmy wraz z żoną podążać za Jezusem Chrystusem tak na poważnie, co też w 2018 roku potwierdziliśmy chrztem wodnym. W 2022 r., gdy byłem na rozdrożach mojej kariery w MMA, po dłuższej przerwie spowodowanej zerwanym kontraktem z rosyjską organizacją ACA, pojawiła się propozycja walki na ARES. Była to od razu walka mistrzowska. Zaryzykowałem, mimo iż mój manager ostrzegał mnie, że jeśli nie wygram przed czasem, bądź z bardzo dużą przewagą, to sędziowie ogłoszą zwycięzcą francuskiego zawodnika - idola publiczności, którego managerem jest szef ARESa. Walka toczyła się po mojej myśli, bo większość rund była na moją korzyść. Jednak w ostatniej wydarzyło się coś niespodziewanego. Usłyszałem odliczanie: 10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3... Byłem pewien, że to mój narożnik odlicza do końca walki, dlatego zacząłem jeszcze mocniej zaznaczać moją przewagę uderzeniami. Po chwili jednak trener zawołał: „Jeszcze 30 sekund”. Byłem w szoku i cała ta sytuacja poważnie mnie rozproszyła. W tej chwili przeciwnik złapał moją nogę i zapiął technikę tak mocno, że musiałem odklepać. Gdybym tego nie zrobił, moja kariera sportowa mogłaby się zakończyć z powodu poważnego urazu kolana. Miałem wtedy wielkie pretensje do trenerów. Oni jednak wyparli się i powiedzieli, że żadnego odliczania nie słyszeli, co zainteresowało mnie jeszcze bardziej. W hotelu zacząłem mieć kolejne pretensje, tym razem oczywiście do Boga. Zrozpaczony pytałem Go: „O co chodzi? Czemu tak się stało?” Na koniec modlitwy jednak wyznałem: „Boże, Ty mnie nigdy nie zawiodłeś. Wiem, że i teraz wyciągniesz z tego coś dobrego, ufam Ci”. Na odpowiedź nie czekałem długo. Po dwóch miesiącach dostałem wyniki z francuskiej agencji antydopingowej. Znaleziono u mnie niedozwoloną substancję – ostarynę, której nigdy nie zażywałem. Jak się w moim ciele znalazła? Mogę tylko przypuszczać. Gdybym wtedy wygrał tę walkę, to mogłoby być różnie, ale na pewno nie dobrze. Musiałbym oddać pas i uznano by moją walkę i tak za przegraną, a o burzy medialnej już nawet nie chcę myśleć. Pewnie na krótki czas stałbym się bardzo popularnym zawodnikiem, jednak nie z powodu ciężko wypracowanych umiejętności.
Jeśli chciał(a)byś dowiedzieć się jak łączyć sport z wiarą zapraszamy Cię na kurs Pełne zwycięstwo.