Jakub Wachnik

Od najmłodszych lat ciągnęło mnie do sportu. W czasach dzieciństwa nie było jeszcze komputerów i smartfonów, a jedyną naszą rozrywką była gra w piłkę nożną oraz w siatkówkę – przez bramę. Były to piękne czasy, gdy je dzisiaj wspominam. Wtedy zaczęła się moja przygoda ze sportem.

Na pierwsze zajęcia z siatkówki zacząłem uczęszczać już w szkole podstawowej. Później trafiłem do profesjonalnego klubu w Radomiu. Wyprowadziłem się z domu, mając 13 lat. Z jednej strony cieszyłem się, że mogę trenować i uczyć się grać w siatkówkę w profesjonalnym klubie, z drugiej – zmagałem się z samotnością i tęsknotą, będąc daleko od rodziny. Ukojenia szukałem w pornografi i, później doszedł alkohol. Zacząłem coraz śmielej korzystać z przyjemności tego świata. Pojawiły się sukcesy, coraz większe pieniądze i coraz większa pustka w moim sercu. Doszedłem do takiego momentu, że miałem wszystko, co młody człowiek wchodzący w dorosłe życie mógł sobie wymarzyć. Uświadomiłem sobie, że to, co mam, nadal mnie nie zaspokaja i nie sprawia, że jestem szczęśliwy. Pustka w sercu, brak sensu życia i wiele niezaspokojonych emocji doprowadziło mnie do depresji.

Wszystko zaczęło się zmieniać za sprawą kursu Alpha, na który zaprosiła mnie koleżanka. Już od pierwszego spotkania wiedziałem, że to może być coś, czego szukam od dawna. Na kursie pierwszy raz doświadczyłem prawdziwej bezinteresownej miłości, której tak bardzo brakowało w moim życiu. To doświadczenie było tak silne, że oddałem swoje życie Panu Jezusowi i zaczęła się niesamowita przygoda, która trwa do dziś. Zacząłem rozwijać moją relację z Bogiem i poznawać Go przez modlitwę oraz czytanie Pisma świętego. Uwierzyłem, że Jego Słowo jest żywe i dotyczy mojego życia.

Przez cały czas w naszej relacji odkrywam siebie, moje słabości, niedoskonałości oraz to, jak bardzo Bóg mnie kocha właśnie takiego, jaki jestem naprawdę. On ma plan na moje życie, który jest znacznie lepszy od mojego. Cieszy się z moich sukcesów i podaje rękę za każdym razem, gdy upadam. Walczy o mnie, gdy odchodzę od Niego, ale zawsze daje mi wolność w tym, co robię. Wiem, że cokolwiek bym nie zrobił, to jego miłość do mnie się nie zmieni.

Życie sportowca nastawione jest na osiąganie wyznaczonego celu, dążenie do mistrzostwa w tym, co się robi. W życiu duchowym naszym celem jest życie wieczne oraz świętość. Jedno i drugie wymaga od nas ciężkiej pracy, decyzji, poświęcenia, ale to, czy osiągniemy nasze cele, zależy od Boga i od tego, na ile pozwolimy Mu działać. Tak jak w całym moim życiu uczę się niezależności, tak w relacji z Panem Bogiem uczę się jak być jak dziecko – totalnie zależny od Niego. A przede wszystkim uczę się kochać od Tego, który jest miłością, bo i tak na koniec będzie chodziło o miłość.

Jeśli chciał(a)byś dowiedzieć się jak łączyć sport z wiarą zapraszamy Cię na kurs Pełne zwycięstwo.   

Następne